Artykuły o tym jak wygląda wychowanie dzieci w Egipcie, jakie są egipskie dzieci, ale też o czym warto pomyśleć wybierając się z dziećmi na wakacje do Egiptu.
Najczęstsze pytanie jakie zadają mi turyści, których spotykam na wycieczkach to „Jak się żyje w Egipcie”. Zawsze odpowiadam, że ile osób tyle opinii. MI, Europejce, zarabiającej głównie przez interent, żyje się bardzo dobrze, bo myślę, że mam małe wymagania, a jednocześnie całkiem dobrą „pozycję wyjściową”, ale innym?
Jako, że czas to przede wszystkim trudny, smutny i napawający wielu z nas strachem, zacznę od najśmieszniejszej sytuacji związanej z koronawirusem, która miała miejsce. Bo i takie się zdarzają. (więcej…)
Pogoda w Hurghadzie wciąż piękna, choć czuć już zbliżającą się zimę. Wieczory bywają chłodne, klimatyzacja w mieszkaniu zeszła na dalszy plan, turyści coraz chętniej wybierają się na wycieczki do Kairu czy Luksoru, a mnie pochłonęła praca i rodzina. Czasu na spotkania towarzyskie nie miałam już od dłuższej chwili. Ale ewidentnie potrzebowałam resetu. (więcej…)
Tak, jak życie grozi śmiercią, tak małżeństwo grozi rozwodem. Smutna prawda. Egipcjanki już wychodząc za mąż przygotowują się na ewentualny koniec związku. Spisują kontrakt, w którym jest wyszczególnione co powinny dostać od męża w przypadku rozwodu (zwykle spore sumy pieniędzy). My nie spisywaliśmy kontraktu małżeńskiego w Egipcie. Nie mam więc finansowego zabezpieczenia na wypadek rozwodu. Mam jednak coś znacznie cenniejszego. Samą siebie. Podczas naszego związku nigdy nie przestałam walczyć o własny rozwój. (więcej…)
Późny wieczór. Skrzyżowanie w centrum Hurghady. Pędzące samochody i kilkuletni chłopiec z rowerem chcący przejść przez ulicę. Świateł brak, przejścia dla pieszych też. Tylko te samochody pędzace z każdej strony i on. A tuż obok ja. Z moim instynktem macierzyńskim. Strachem. Pragnieniem, żeby z pobliskiego sklepu wybiegła matka chłopca. Albo ojciec. Starszy brat czy siostra, kolega, ktokolwiek, kto ma chociaż piętnaście lat. Albo i dziesięć. Bo chłopiec miał najwyżej siedem. Niech ktoś to dziecko odwiedzie od samodzielnego przechodzenia przez ulicę. Teraz, gdy słońce dawno już zaszło za horyzont. W miejscu, gdzie moi Polscy turyści w każdym wieku boją się przechodzić przez drogę. (więcej…)
Po dniu z pizzą i moim dzieckiem znokałtowanym przez przydomowy krzew, nastąpił dzień w sumie całkiem spokojny. Przemęczona pojawiającymi się problemami i nieobecnością męża, nie miałam nawet ochoty z domu się wynurzać. Trochę udało mi się popracować, trochę odpocząć, i następnego dnia już zregenerowana powitałam kolejną dobę jeszcze przed świtem. Na facebooku wstawiałam nawet film z pięknym rogalikowym księżycem między liśćmi palmy z mojego ogórka.
Wczoraj w Egipcie było święto upamiętniające rozpoczęcie wojny Jom Kippur z Izraelem (1973). Z tej okazji w Senzo Mall przygotowano darmowe animacje dla dzieci. Były m.in. dmuchane zamki, chodzące maskotki, pan na szczudłach oraz pokaz baniek mydlanych. Moi synowie skakali przez blisko 3 godziny! Nie wiem skąd mieli tyle siły.
Myślę, że gdy idę sama ulicą nie wyglądam na matkę. Choć często powołuję się na dwójkę dzieci tłumacząc odstający brzuch, mogłabym być otyła i bez dzieci. Egipskie słodkości i pyszne bułki drożdżowe z pomarańczą robią swoje 😉
Śmieję się jak nie przystoi, puszczam żarty, a robienie obiadu czy sprzątanie mam czasem głęboko w … poważaniu. Zupełnie jak za czasów młodości.
Ludzie, którzy mnie znają od lat, z nieukrywanym zaskoczeniem mówią, że nic się nie zmieniłam. Poza kilogramami oczywiście. Ale to nie do końca prawda.
Z przerażeniem patrzę na pozostawione same sobie dzieci na ulicach. Czteroletnie, pięcioletnie, sześcioletnie. Mali, zakręceni Egipcjanie, rozglądających się wokół w poszukiwaniu mamy czy taty. Czasem już zapłakani, czasem być może na celowniku porywacza.
Jeszcze nie tak dawno toczyłam się po ulicach Lublina z wielgachnym brzuchem, by w grudniu 2010 roku urodzić swego pierwszego syna. Nigdy nie zapomnę jak kilka miesięcy później mój promotor powitał mnie gratulacjami z powodu kolejnej ciąży, w której notabene nie byłam. Zasugerował się Pan Profesor odstającym wciąż brzuchem….
Podejrzewam, że podstawowe aspekty macierzyństwa nie zmieniają się niezależnie od kontynentu na którym się przebywa. Gdziekolwiek matka by nie była, sama czy z dzieckiem, myśli o nim i troszczy się…
W lekkim napięciu wychodziłam z domu. Pewna, że to właściwa decyzja, najlepszy wybór. Świadoma faktu, że obrzezanie w Egipcie to nic nadzwyczajnego, ot niewielkie cięcie. Na lekarza trzeba było chwilę zaczekać. Mój mąż zaoszczędził mi nerwów wysyłając do pobliskiego sklepu, bo „przecież jeszcze jest czas”. Jak wróciłam było już po wszystkim.
Pierwsze dzieci w Egipcie , które stały się częścią moich tutejszych przeżyć to kilkulatki witające mnie na ulicach Hurghady. „Hello!”, „What your name?”. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby komuś tyle radości sprawiło, gdy mu „cześć” odpowiem. Łapały mnie za rękę, spacerowały obok przez chwilę. Pełne energii, roześmiane, szczęśliwe.
Jak usłyszałam pierwszy raz, że w Egipcie normą jest wychodzenie ze szpitala w dzień porodu wydawało mi się to nieprawdopodobne i okrutne. Dziś za wszelką cenę próbuję sobie przypomnieć, czemu w Polsce po porodzie naturalnym musiałam odleżeć 3 dni przed wypisaniem do domu i jak ja to zniosłam.
Na tegoroczną majówkę wybrałam się z dziećmi i zaprzyjaźnionymi Polkami na plażę. Przed wyjściem zawsze chcę ogarnąć tysiące rzeczy. Tak już mam. Projekt dokończyć, maile do klientów powysyłać, a zwykle jeszcze śniadanioobiad przygotować, żeby mąż miał czym głód zaspokoić po przebudzeniu. Jako, że pierwszego maja wody nie mieliśmy, gotowanie, zmywanie i sprzątanie miałam z głowy. Mimo to jednak wyrobić się nie mogłam. I tak spóźniona wybiegłam z domu razem z dziećmi.