Lodówka ledwo się domyka, w szafkach kuchennych poupychane kilogramy ryżu, cukru, makaronu i fulu, plastikowe butelki po wodzie wypełnione karkade, arusus i sobią. Można by pomyśleć, że spodziewamy się wojny, gdyby przejrzeć porobione zapasy. Rodzina się zjechała. A mąż mój posłanie zrobił sobie na podłodze w kąciku sypialni. Nie wojnę, a Ramadan czas zacząć.
Zeszłoroczny Ramadan w znacznej części spędziłam siedząc pod klimatyzacją ze względu na ciążę. Jedno wyjście w ciągu dnia na rozpalone ulice Kairu i wylądowałam na robotniczym krześle na podziemnym parkingu mechanika samochodowego, no i przerwałam post.
Zaraz po Eid usłyszałam, że to nie Ramadan siedzieć cały dzień w domu pod klimatyzacją. Żeby Ramadan właściwie przeżyć trzeba najwyraźniej albo pracować ciężko do utraty tchu, albo każdego dnia swoje odleżeć plackiem na plaży jak autorka komentarza.
Ta sama plażowiczka uświadomiła mnie też, że ja wcale sama z siebie Ramadanu nie chcę obchodzić, że to mąż mnie zmusza. Początkowo myślałam, że chodzi jej o to, że mąż zmusił mnie do przejścia na islam i teraz w ten sam sposób zmusza do poszczenia. Ale nie. Ponoć w mądrych książkach jest napisane że wszystkie kobiety w Egipcie, zarówno pochodzące z innych krajów, jak i tutejsze nie chcą Ramadanu obchodzić, ale mężowie im karzą. O_o
Dyskusję nam przerwano, a ponownie rozmawiać z tę kobietą jakoś średnio miałam ochotę, bo podnosiła mi bardzo ciśnienie. Nie wiem więc do tej pory co to za mądre księgi, może ktoś jeszcze czytał gdzieś i życzliwie poda źródło?
Tymczasem ramadanowo z własnej woli poczekam ze śniadaniem do zachodu słońca, a w międzyczasie poczytam inną Księgę. Najmądrzejszą z mądrych. I podzielę się chętnie interesującymi znaleziskami.
Pingback: Szaleństwo pogodowe w Hurghadzie - Egipskie perypetie czyli Marta bloguje