Jak usłyszałam pierwszy raz, że w Egipcie normą jest wychodzenie ze szpitala w dzień porodu wydawało mi się to nieprawdopodobne i okrutne. Dziś za wszelką cenę próbuję sobie przypomnieć, czemu w Polsce po porodzie naturalnym musiałam odleżeć 3 dni przed wypisaniem do domu i jak ja to zniosłam.
Mój drugi syn przyszedł na świat w dniu wczorajszym (16.03.2013) około godziny 16. Trzynaście dni po wyznaczonym terminie. Nie powiem, że było lekko, bo nie było. Przestraszona byłam nie na żarty, bo tego dnia tylko dwa razy czułam ruchy małego. Raz, gdy mój dwuletni syn próbował oprzeć się na moim ciężarnym brzuchu, i drugi raz, gdy trzęsło nami w taksówce w drodze do lekarza.
Nie rozumiałam wszystkiego, co moja ginekolog tłumaczyła mężowi i czułam, że nie chcą bym wszystko rozumiała. To napełniało mnie jeszcze większym lękiem. Zmęczona dwudziestokilogramową nadwagą, trzydziestostopniowym upałem i oczekiwaniem na skurcze porodowe dzień w dzień od ponad dwóch tygodni, zostałam zabrana do szpitala.
Nad wystarczającym rozwarciem musiałam pracować. Alhamdulilah za obecność mojego męża, który zmniejszył napięcie chwili wyśmiewając się z moich, zupełnie nieosłonionych szpitalnych wdziankiem, pośladków i przypominał najzabawniejsze momenty z naszego życia. Zanim skurcze nadeszły zdążyłam opanować stres.
Potem to już nawet męża wyprosiłam grzecznie za drzwi. Niby nie trwa to długo (bo ile tych skurczy było? Pięć przed porodem i pięć w trakcie?), a myślałam, że nie dam rady i poddam się w trakcie. Moja ginekolog dała mi jednak argument nie do przebicia: „Help your baby”. Po godzinie było już po wszystkim. Nowy członek rodziny oczekiwał spokojnie na spotkanie z mamą walczącą z łożyskiem. Kolejną godzinę później oboje wykąpani i spakowani gotowi byliśmy by pojechać do domu.
Najbardziej dziwi mnie jednak to, że spodziewałam się, że nie wejdę po schodach na drugie piętro i trzy dni będę leżeć plackiem w domowym łóżku, a ja od wczoraj czuję jakbym ten poród przeszła przynajmniej tydzień temu. Trochę leżakuję z synami, bo jeden od drugiego nie bardzo chce odejść, więc muszę nadzorować wspólne zabawy, ale też bloguję jak widać, gotuję, sprzątam, ba! siedzę bez bólu!
Życzę wszystkim rodzącym takiego samopoczucia poporodowego .
Pingback: Egipt mlekiem i miodem płynący - Egipskie perypetie czyli Marta bloguje
Pingback: Zastrzyk moralny - Egipskie perypetie czyli Marta bloguje