Policja była jedną z pierwszych rzeczy w Egipcie, które sprawiły, że zaniemówiłam. Wyszłam w dniu przylotu na wieczorny spacer z mężem celem zapoznania się z nowym krajem. Zaraz za rogiem czekał na mnie … patrol policji turystycznej. Oh, pomyślałby kto, ale sensacja. No i rzeczywiście samo w sobie może nic nadzwyczajnego, ale jeden z posterunkowych trzymał przed sobą wycelowany we mnie karabin O_O
Nie, nie, wtedy jeszcze nic nie przeskrobałam. Broń wymierzona jest w każdego przechodnia, który ma ponad 130cm wzrostu, i który spaceruje tą ulicą w godzinach 7 – 21. Czy jest naładowany nie wiem w sumie, ale jak ktoś odrobinę bojaźliwy i chce całe swoje życie mieć przed oczami w ułamku sekundy , zapraszam w swoje okolice 🙂
Najwyraźniej jednak wspomniany karabin bynajmniej nie zapewnia panom policjantom poczucia bezpieczeństwa. Jak tylko jakieś zamieszki w kraju się zaczynają, czy rocznica rewolucji przypada, posterunek świeci pustkami. Gdy zaatakował mnie egipski lovelas 3 metry od patrolowego miejsca, też ich nie było.
Nie można im jednak zarzucić, że się z obowiązków nie wywiązują, że dobra obywateli nie bronią. Sama na własne oczy widziałam jak przyjechało ich z piętnastu by przejąć kupione mieszkanie, do którego poprzedni właściciel nie chciał oddać kluczy. Obstawili budynek z każdej strony jakby obławę na seryjnego mordercę robili, a nie przyjechali drzwi wyłamać.
Podobnie zresztą gdy złapali siedmio ? ośmio? –letniego chłopca, który nielegalnie (!) sprzedawał pestki dyni przy deptaku. Jeden policjant zauważył mającą miejsce zbrodnię i wezwał wsparcie – dwóch innych policjantów – by dać „zbirowi” radę. Jak to tak publicznie wbrew prawu mógł ten chłopiec nie mający na chleb pestki dyni sprzedawać?!
Policjant też człowiek. Może jeśli my będziemy o tym na co dzień pamiętać, oni też sobie przypomną…
Pingback: Dzieci w Egipcie - Egipskie perypetie czyli Marta bloguje
Pingback: Gdy śmierć patrzy Ci w oczy - Egipskie perypetie czyli Marta bloguje