Założyłam tego bloga równo siedem lat temu. Wyobrażacie sobie? 7 lat. Prawie 7 lat temu przyszedł na świat mój drugi syn. Dla niego 7 lat to całe życie. A prawie od roku nie dodałam żadnego wpisu. Nawet nie wiem kiedy to minęło. Czy to już czas by zakończyć blogowanie?
Pamiętam jak zarzucano mi, że to fatalny pomysł na nazwę bloga. Określanie samej siebie przez pryzmat bycia żoną. A mnie ten związek ukształtował w niesamowitym stopniu. I nawet gdybym została w pewnym momencie rozwódką, czy wdową, to i tak zawsze będę się czuła żoną Egipcjanina. Jedną z wielu, bo takich Polek jest naprawdę sporo. Coraz więcej z nas bloguje np. Sarah Ateya (którą miałam okazję poznać – bardzo miła dziewczyna), czy Ola z polsko-egipskich podróży.
Pomysł na bloga był taki, by pokazać światu, że wcale nie taki Egipt i Egipcjanie straszni. Że można tu normalnie funcjonować i być szczęśliwym. Myślę, że najbardziej boimy się tego, co jest nam zupełenie obce. Mam więc nadzieję, że choć kilku osobom ten blog przybliżył Egipt i wyjeżdżając np. na wakacje do Hurghady, nie paraliżował Was strach przez nieznanym.
Zakładając bloga byłam w zaawansowanej ciąży. To właśnie wtedy miałam swoją przygodę z egipskim lovelasem. O czym powstał jeden z pierwszych wpisów. Ale na blogu miało być też o kuchni egipskiej, islamie, języku arabskim. A na wszystko zabrakło nagle czasu.
Okazało się, że najchętniej gotuję rosół, pierogi i piekę bułki. A w kuchni generalnie bywam rzadko. Od ostatniej ugotowanej przeze mnie moloheyi minęło kilka lat O_O A przecież zdjęć ryżu nie będę Wam wstawiać co kilka dni 😉
Z językiem arabskim też tak wyszło, że … wczoraj miałam pierwszą lekcję. Na co dzień mówię po arabsku całkiem nieźle, choć nie zawsze gramatycznie i zdarzają mi się pomyłki. Czasem dość krępujące, czasem doprowadzające do widowiskowych kłótni*. Ale by przysiąść i zacząć się uczyć, zapisywać i wkuwać słówka, nie było (do wczoraj) czasu.
Od religijnych i politycznych postów i dyskusji staram się uciekać. Nauczona doświadczeniem. Bo to jednak bardzo zapalny punkt. Jedyne na co sobie pozwalam podczas wycieczek, to krótka informacja, że „duda” w języku arabskim to „robak”, a i tak raz miałam już konflikt zwolenników i przeciwników polskiego prezydenta 😉
O sobie też nie zawsze chcę pisać. Dzieje się dużo, ale gdzieś mi to mimo woli siedzi w głowie, że albo się chwalę, albo żalę, albo ktoś „życzliwy” wykorzysta to przeciwko mnie. I czasem aż mi się nie chce siadać do klawiatury.
Z nowości: zakochałam się w podwodnym świecie. Ja, bojąca się wody od małego. Doczekać się już nie mogę kiedy zrobi się cieplej i będę mogła wchodzić do morza. Dlatego coraz więcej pojawia się zdjęć, głównie z delfinami. A przygotujcie się, że będzie jeszcze gorzej, bo mam w planach kupić sobie aparat pod wodę.
Przez te siedem lat powstało na blogu 178 wpisów. Stronę odwiedza około 4 tysięcy osób miesięcznie, więc postaram się dodawać więcej z życia wziętych historii. Końca bloga, póki żyję, raczej nie będzie. Więc jeszcze przez jakiś czas będę Was drażnić chwaląc się i żaląc. A kolejny wpis, może pojawi sie nawet wcześniej niż za rok. Może chcielibyście poczytać o konkrentym problemie czy zjawisku? Dajcie znać w komentarzach 🙂
* o językowych potyczkach napiszę jeszcze 😉
Oj, wystraszyłam się, że napiszesz, że to koniec bloga 🙂 Baaardzo się cieszę, że nie! Lubię Cię czytać, żałuję, że tak rzadko piszesz. Rozumiem, że boisz się, że ktoś może chcieć wykorzystać coś przeciw Tobie. Ja osobiście chętnie czytałabym o sprawach religijnych (tzn. jak Twoje życie wyznacza religia) i takich zwykłych codziennych no ale takie właśnie sprawy są albo zbyt prywatne, albo niebezpieczne 😉 Tak więc pisz, o czym tylko zechcesz i możesz, wszystko i tak przeczytam 😀 Pozdrawiam najserdeczniej! 🙂 xx
Bo cały problem polskich turystów polega na tym, że, może zastraszeni przez rezydentów, może z powodu własnych lęków, czy wygodnictwa, siedząc w obrębie hotelu w ogóle nie wchodzą w interakcję z egipską kulturą. Mało tego – broń Boże, żeby ich dzieciak bawił się z „tubylcem”, przecież to zło, bo Allah (oczywiście bez znajomości znaczenia słowa),terroryści i cholera wie, co jeszcze. Ja osobiście trochę wykorzystuję biura podróży, żeby dolecieć i się zakwaterować często za bezcen, a potem olewam to towarzystwo i sam sobie organizuję pobyt. Do tego stopnia zasmakowałem Egiptu, że całe moje życie w Polsce jest zdeterminowane kolejnym wyjazdem do kraju, który mimo braku powiązań uznaję za swoją drugą ojczyznę. Choć moje korzenie oscylują w okolicach Bliskiego Wschodu. Może coś w tym jest.