Nadszedł ten dzień, gdy po pięciu latach pobytu w Egipcie, kupiłam bilet do Polski. Chwilę to trwało. W końcu dzieci podrosły, nasza firma rozwinęła się wystarczająco, no i mój paszport się znalazł. Może myślicie, że to mąż schował mi dokument na ten czas, bym nie wyjechała bezpowrotnie. Nie tym razem. Mnie poprosił bym schowała, bo lepiej żeby nie leżał na wierzchu, biorąc pod uwagę dzieci grzebiące gdzie się da i malujące ściany. I tak schowałam, że zapomniałam gdzie jest. Zdarza się, so zrobić. Najważniejsze, że się znalazł i bilet kupiony.

Jeszcze tylko kilka tygodni czekania, dziewięciogodzinny lot , i zawitam ponownie na polskiej ziemi. Mama mi na urodziny życzyła bym do Polski przyjechała, więc postanowiłam wybrać się na Dzień Matki. Czego się dla własnej rodzicielki nie robi. Za Polską nie tęsknię. Wystarczy mi, że podczytuję co się u was dzieje, a mama telefonicznie relacjonuje mrozy i deszcze, podczas, gdy ja się bujam na huśtawce z talerzem świeżych truskawek, czy teraz już brzoskwiń. W pełnym słońcu, przy 25 czy 35 stopniach. Otoczona palmami i nielicznym kwiatami hibiskusa.

To miał być wyjazd niespodzianka. Ale mój mąż się wygadał przed teściową. Co nawiasem mówiąc stało się początkiem całkiem niezłej historii. Moja siostra przekazała swojemu mężowi radosną nowinę. W skrócie tak to musiało wyglądać: „Martę zdradził mąż. Zadzwonił do mamy, i powiedział, że przyjeżdża do Polski”. Marta to ja, żeby było jasne. Jakiś czas później mój szwagier komentuje „Ale jak to? Przecież on i tak może mieć kilka żon. To co teraz, raz zdradził i już Marta wraca do Polski?!” A mąż mnie zdradził do mamy. W sensie, że zdradził tajemnicę o przylocie. Żadna inna kobieta w to zamieszana nie była…

Choć skoro już o innej kobiecie mowa , jak tylko decyzja o wyjeździe zapadła, mąż spytał czy moje koleżanki nie mogłyby przez ten tydzień z nimi zamieszkać. Coby kobiecej dłoni nie zabrakło w domu, no i żeby ktoś dzieci do przedszkolnego busa o 8 rano wsadził. Mój mąż między 4 a 6 rano zwykle kładzie się spać. Egyptian style. Zaoferowałam więc, że zaproszę teściową. Niech się nacieszy swą mamą jak mnie nie będzie.

I tak moje myśli krążą ciągle wokół wyjazdu. Zupełnie nie wiem co ja z tego Egiptu mam do Polski zawieźć. Pomyślałam o kawie z kardamonem, tahinie, hałwie, daktylach, karkade, może ręczniki, pościel, olejki. Napewno liście guavy, bo tego raczej nie macie. Jest też taka herbatka – lipa z guavą. Matka Polka się we mnie odzywa. Ale co jeszcze? Podpowiedźcie co wy byście chcieli z Egiptu dostać. Co w Egipcie jest, czego w Polsce nie ma, poza piękną pogodą przez cały rok?

Polka w Egipcie

Od sierpnia 2011 mieszkam w Egipcie, który wciąż potrafi mnie zaskoczyć, o czym chętnie piszę. Współpracuję z biurem podróży oferującym wycieczki fakulatatywne z Hurghady i Marsa Alam - El Sahel Travel. Jestem mamą dwóch półegipskich synów, byłą żoną Egipcjanina.

Dodaj komentarz