Mój mąż kilka lat temu miał wypadek jadąc z Kairu do Hurghady. Nie przyjechał na czas, jego telefon nie odpowiadał, a ja odchodziłam od zmysłów. Byłam wtedy w ostatnim okresie ciąży. Mieszkała z nami teściowa.

Pierwsza myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy, zaraz po „co jeśli nie żyje”, było „O matko! Teściowa się od nas nie wyprowadzi!” Żeby nie było, że zupełnie jestem bezduszna, teściowa ma swoje własne mieszkanie. W tamtym czasie miała nawet dwa – jedno w Kairze, drugie w Hurghadzie. U nas pomieszkiwała, by „pomóc synowej w ciąży”. Co w rzeczywistości polegało na gotowaniu dla całej okolicy, po czym ja zmywałam sterty naczyń.

Sama sobie się dziwiłam, jak już odzyskałam jasność umysłu, że pomimo kruchego serca, miłości do mojego męża, wizji dwójki dzieci, które zostaną półsierotami, najbardziej przeraża mnie mieszkanie z teściową.

Gwoli wyjaśnienia teściowa wcale nie jest złą kobietą. Wręcz przeciwnie, jest bardzo miłą, starszą panią, która o wszystkich chce zadbać i wszystkich dobrze nakarmić. Chce też czynnie uczestniczyć w wychowaniu wnuków, nakazując noszenie kalesonów zimą w Egipcie, bądź słodzenie im herbaty. Zawsze się martwi, że jej syn i wnuki są niedożywione, bo co ja, Europejka, mogę im ugotować. Bierogi?!

Wracając jednak do tematu. Mieszkam tu sama. Z dala od mojej mamy, sióstr, przyjaciół z młodości. Jestem kobietą, a kobiety w Egipcie lekko nie mają. Wiadomo. Bogu dziękować oddaliliśmy się od rodziny męża, więc teściowa raczej by się nie wprowadziła. Niegdyś miałam tę wizję, że mój szwagier chciałby za wszelką cenę przygarnąć nasze dzieci. Wielokrotnie prosił byśmy dali mu jednego syna „na wychowanie” (sic!), jako że nie miał wówczas swojego potomka. Teraz na szczęście ma już dziedzica, więc zakładam, że moich synów zostawiłby matce.

Jestem w stanie zarobić na utrzymanie siebie i dzieci. Nawet gdyby męża zabrakło, z głodu nie umrzemy. Nie muszę też „robić interesów” z Egipcjaninami, którzy często (choć wcale nie zawsze!) chcą zapłacić połowę ceny za podwójną pracę. Najlepiej w kilkumiesięcznych ratach. Autentycznie mamy klientów, którzy jednorazową usługę spłacają przez cały rok…

Musiałabym jednak sama radzić sobie z egipskimi specjalistami, rachunkami i załatwianiem wizy, bo nie wróciłabym do Polski. Do dnia dzisiejszego żadna z tych rzeczy nie spoczywa na moich barkach. Starając się o wizę rezydencką dla mnie mąż sam pojechał do Kairu, złożył dokumenty, a nawet odebrał wizę. Ci ludzie nigdy mnie na oczy nie widzieli. Nawet nie wiedzą czy ja wciąż żyję.

Myślałam kiedyś, że gdyby mojemu mężowi coś się stało, umarłabym z żalu i tęsknoty. Przecież my non stop jesteśmy razem. Jest jedyną osobą, której mówię o wszystkim, bez strachu, że następnego dnia usłyszę o tym od kogoś innego. Dziś wiem, że podniosłabym się z rozpaczy bardzo szybko. Macierzyństwo zmienia kobietę.

Polka w Egipcie

Od sierpnia 2011 mieszkam w Egipcie, który wciąż potrafi mnie zaskoczyć, o czym chętnie piszę. Współpracuję z biurem podróży oferującym wycieczki fakulatatywne z Hurghady i Marsa Alam - El Sahel Travel. Jestem mamą dwóch półegipskich synów, byłą żoną Egipcjanina.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz