A gdyby bił, ubliżał, mieszał z błotem każdego dnia, straszył zabraniem dzieci, drugą żoną. Gdyby nie okazywał szacunku i sprawiał, że czułabym się nikim, to co?
Czy uciekłabym sama, bądź z dziećmi, konspiracyjnie, okryta niqabem? Czy pozwoliła na niszczenie mojej ludzkiej godności? Czy tłumaczyłabym sobie i światu, że może zasłużyłam albo że to tylko jednorazowy „wypadek przy pracy”?
Bo to miłość przecież. Bo to ON. Ten jeden jedyny. Wymarzony, wybrany, wywalczony. Ten, któremu kilka lat serwuję drogocenny uśmiech w najcięższych chwilach; ten, który był tuż obok gdy potrzebowałam pomocnej dłoni; ten, który okrywa mnie troskliwie w zimną noc; ten, który jest ojcem mych dzieci;
Czy to wciąż byłby ON?
Czy pudrowałabym nosek każdego ranka dla odmiany? I oczy, i usta, i ciało? Czy zamiast sztucznych rzęs przyklejałabym cierpliwie sztuczny uśmiech? Czy tłumaczyłabym poparzeniem słonecznym skrzętnie zakrywaną skórę?
Dzieci swoich dobrowolnie nie zostawiłabym. On bez walki też by ich nie oddał. Pozostawałoby mi, więc czekać cierpliwie na lepsze dni.
Moje szczęście, że kobiety statystycznie żyją dłużej. A ja na dodatek 13 lat od niego młodsza, więc każdego poranka mogłabym liczyć na miłą zimną niespodziankę w łóżku.
Ile osób by „aniemówiło”, a ile „zaniemówiło”, że i mnie się tak zdarzyło?
Prowadzimy dyskusje podniesionymi głosami. Bez rękoczynów, bez złości nadmiernej, bez „talaq” (tłum. rozwód). Na całą okolicę czasem się roznosi. Na pewne sprawy poglądy mamy odmienne, co zrobić.
Po latach już wiem, co bym zrobiła. Okazało się, że najpierw tłumaczyłam sobie, że to jednorazowe, że to tylko nieporozumienie, że może zasłużyłam. Walczyłam o ten związek tak długo, jak to tylko było możliwe, bo przecież „dla dobra dzieci” powinniśmy być razem i przecież jeszcze będzie pięknie. Potem zaczęłam szukać pomocy u innych, niestety bez takiego skutku jakiego się spodziewałam. A w sytuacji „bez wyjścia” spakowałam plecak, zabrałam dzieci i uciekłam
Myślę, że często, zbyt często pewnie, tak właśnie wygląda ten schemat. Ofiary szukają w sobie winy. Tłumaczą zachowanie oprawcy. Nie chcą wierzyć, że spotyka je przemoc, i że przemoc nigdy nie jest jednorazowa, a zawsze niezasłużona. I niestety dopiero w sytuacji gdy ich życie, lub życie najbliższych im osób, jest zagrożone, podejmują kroki, które wydają się niemożliwe do podjęcia.
Stałam na szczycie góry i musiałam skoczyć. Wiedziałam, że niezależnie od tego w którą stronę skoczę nie wyjdę z tego bez szwanku. Poprzednim razem gdy chciałam uciec zostałam i dostałam za to srogą nauczkę, więc gdy sytuacja znów była krytyczna bez wahania wybrałam tę inną drogę, która przez wiele lat wydawała mi się nie do przejścia.
Ale jeśli myślicie, że ucieczka z domu jest zakończeniem tego piekła, przez które kobieta przechodzi, to jesteście w błędzie. To niemalże tak jak z rakiem, niby się pozbyłaś tego cholerstwa, a jednak od czasu do czasu gdy chcesz wziąć głębszy oddech czujesz, że nie możesz. Fizycznie jestem poza zasięgiem, więc przemoc psychiczna nam pozostała, w tym zachęcanie do samobójstwa. Nie wiem czy w Polsce są jakiekolwiek konsekwencje takich czynów. Na egipską sprawiedliwość wciąż czekam.
Pingback: Rozważasz związek z Arabem? Przeczytaj koniecznie